Jezus z uczniami podczas Ostatniej Wieczerzy siedział i opierał się pół-leżąco na znak wolności, bycia wyzwolonym przez Boga i zapewne w takiej pozycji będącym uczniom rozdawał swoje Ciało ukryte w chlebie i podawał kielich swojej Krwi. My za natchnieniem Ducha Świętego chcemy oddać Jezusowi jak największą cześć oraz uniknąć utraty choćby jednej cząsteczki Najświętszego Sakramentu i stąd po kilku wiekach chrześcijaństwa pojawił się zwyczaj klęczenia i udzielenia przez kapłana Komunii bezpośrednio do ust. Duch Święty tak poprowadził Kościół: od jedzenia rękami niczym zwykły chleb, do największego uniżenia, przy zgiętych kolanach i największej ufności przy bezpośrednim podaniu Hostii do ust, niczym ojciec podający kęs chleba małemu dziecku.
To święty i pobożny zwyczaj, który sam praktykuję o czym dalej i jak dotąd nie wyobrażałem sobie siebie w innym sposobie przyjęcia Jezusa. Rozeznając sytuację, pytając Jezusa o drogę, odczuwam że powinienem przy tym pozostać, bo po 2 przyjęciach Komunii św. na rękę miałem wielki konflikt sumienia… i dziwnie piekące uczucie na dłoni! Dodatkowo rozglądnęłam się co robią inni – większość przyjmuje do ust, więc moja Komunia na rękę nie ma większego sensu w walce z ewentualnym wirusem. Dlatego najważniejsze jest, ażebyśmy jako Kościół byli jednością w posłuszeństwie nakazom Biskupów i w miłości do Braci. Narazie nakazu nie ma – jest tylko zalecenie, więc niech każdy przyjmuje Komunię świętą zgodnie z sumieniem, biorąc pod uwagę nie tylko zagrożenie ze strony wirusa, ale zagrożenie nieumyślnej profanacji Ciała Jezusa w najmniejszych cząstkach i ogólną postawę przed Komunią z Bogiem.
Na pewno po epidemii wróćmy od razu do zewnętrznie najbardziej uniżonej i ufnej postawy: „na kolanach i do ust”.
A co z Panem Jezusem, co z Jego uczuciami i czcią dla Niego i Jego Ciała? Czy najpierw myślimy tylko o sobie i własnym bezpieczeństwie, zamiast o Jezusie i czci dla Niego? A może ogólnie przyjęte pojęcie oddania czci Panu Jezusowi jest mocno ograniczone i powierzchowne?
Jestem przekonany, że cześć dla Pana Jezusa jest największa, kiedy po pierwsze wchodzimy w Komunię świętą:
1) z sercem rozpalonym miłością, jak ołtarz, na którym płonie pochłaniający ogień i jak Tron, na którym zaraz zasiądzie Król królów i Pan panów,
– z duszą pragnącą zjednoczenia w Duchu Świętym z Panem, krzyczącą do Niego: „jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże!” (Ps 42, 2). Kiedy moje ciało przyjmuje w siebie Ciało i Krew, to moja dusza ma przyjąć w siebie Ducha Świętego.
– z umysłem uniżonym, pełnym bojaźni przed majestatem Miłosierdzia Bożego, źródła wszelkiej Łaski, modlącym się, ale i oczekującym na spotkanie z Panem,
2) po uprzednim odpuszczeniu grzechów, żalu i woli przemiany życia, porzucenia składowych życia, które wiążą grzechem.
3) w „asystencji” Matki Bożej, którą prosi się o wsparcie i uzdolnienie do przyjęcia Syna Bożego, tak jak Ona Go przyjęła.
Po tym wszystkim dopiero jest wymiar fizyczny, odzwierciedlający ten wewnętrzny, niefizyczny: psychiczny i duchowy. Osobiście czuję, że Duch Święty prowadzi mnie normalnie do przyjmowania Komunii świętej na drodze ugiętych kolan i bezpośrednio do ust. Wierzę, że jeżeli wnętrze człowieka jest odpowiednio przygotowane, jeżeli ołtarz serca, na którym ma być złożona Najświętsza Hostia, jest rozpalony miłością, to automatycznie kolana same się uginają z bojaźni przed Bogiem i z czci dla Jego Miłosierdzia…
Pamiętajmy, że bez postaw opisanych powyżej w punktach nr 1) i 2) nie ma aż tak wielkiego znaczenia, jak fizycznie przyjmujesz Jezusa, bo jeśli idziesz do Komunii świętej „od tak”, bez większego przejęcia, z nieświadomej pobożności, „bo się co niedzielę chodzi”, dodatkowo może jeszcze w grzechu i bez woli nawrócenia, uświęcenia, albo z grzechem pychy polegającym na wynoszeniu się ze swoim osądem ponad nauczanie Kościoła, to możesz sobie klęczeć i przyjmować do ust, a i tak smucisz lub ranisz Jezusa swoim postępowaniem.
Cały czas staram się pilnować sam siebie, aby nie stać się śmietnikiem, do którego wrzucane są kolejne Hostie… bo jeśli nie mam miłości do Jezusa, a wchodzę z Nim w ten najgłębszy dostępny człowiekowi akt oddania z Jego strony, to czym jestem jak nie śmietnikiem albo grobem? Oby nikt z nas nie był śmietnikiem, ani grobem, ale żywą Świątynią Boga, w której ogień miłości bucha ze wszystkich ołtarzów: umysłu, serca i duszy!