Każdy z nas słyszał w kościele różaniec odmawiany np. przed Mszą Świętą… najczęściej przez grupkę starszych Pań. Niektórzy nazywają je „moherowe berety„, z czego one same potrafią się coraz częściej śmieć, a niektóre nawet są z tego określenia dumne… W każdym razie, niestety, Panie te nie mają wielkiego wsparcia w dzieciach, młodzieży lub osobach w średnim wieku, jeśli chodzi o trwanie na modlitwie różańcowej.
Postawię sprawę jasno i bez ogródek, bo sprawa jest zbyt poważna, żeby zrobić to inaczej: zbyt mało ludzi młodych i w średnim wieku trwa na codziennej modlitwie, a o modlitwie różańcowej w ogóle nie chce słyszeć.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego różańcem nie są oczarowani młodzi? Dlaczego mimo tylu Objawień Matki Bożej, oficjalnie uznanych przez Kościół, w których Maryja nieustannie prosi o modlitwę różańcową, młodzi pozostają na to głusi? Dlaczego różańcem przeważnie modlą się rzeczywiście „starsze Panie”? A przynajmniej dlaczego istnieje taki stereotyp o różańcu?
Te pytania sprowadzają się niejako do pytania o kondycję wiary w Kościele Katolickim lub pytania o wiarę tych, którzy nazywając się „katolikami” tworzą Kościół… w tym miejscu zajmijmy się jednak tylko różańcem.
Gdyby zapytać młodych o różaniec, to w większości możnaby usłyszeć coś w stylu: „babcina modlitwa” albo „zwykłe klepanie”. Przyznam się, że np. w liceum takie właśnie miałem zdanie o tej modlitwie, nie wiedziałem nawet, że w różańcu coś się rozważa. Jakoś nigdy tego w kościele nie słyszałem, nikt też mnie nie zainteresował. Kompletnie nie rozumiałem, po co ciągle powtarzać te „Zdrowaśki„, w sposób do znudzenia monotonny… Być może miałem tzw. pecha, ale na pewno nie ja jeden.
Z dzisiejszej perspektywy wiem, dlaczego tak było i poniżej się tym podzielę.
Przyczyny braku zainteresowania różańcem w mojej opinii:
- Brak zainteresowania życiem duchowym w ogóle
Jest to problem, który wynika z miernych wzorców duchowych jakie rodzice przekazują swoim dzieciom, dotyka większej części społeczeństw chrześcijańskich. Letnia duchowość rodziców nie jest bodźcem wzrostowym dla rozwoju wiary dzieci. Jednak taka, a nie inna ich postawa duchowa wynika z kolei z tego, że [rodzice] otrzymali taki przykład od swoich rodziców, a oni od swoich, itd…. Koło zamyka się. Przez letnią duchowość rodzin udaje się siłom zła wdrożyć obraz społeczeństwa żyjącego komfortowo i beztrosko… życiem bez Boga. Po co Bóg?
Mamy wolność w ojczyźnie, każdy robi co chce – oczywiście w granicach prawa. Mamy pracę, „chleb i igrzyska”, jesteśmy „szczęśliwi”. Istnieje narzucony obraz życia, mający dać człowiekowi poczucie spełnienia: „zabawa, nauka, praca, dom, rodzina, rozrywka, święty spokój = szczęście człowieka„. Jednak, wszystko na darmo, bo na pierwszym miejscu nie ma tu Boga. Skoro nie ma Boga, to nie ma potrzeb duchowych, bo dusze przeszły w stan „hibernacji”, tli się w nich zaledwie iskra życia, czekająca na wybuch. Czasem tylko cierpienie: choroba, bieda, pożar, śmierć bliskiej osoby lub w inny sposób nagle wylany na zakuty łeb kubeł zimnej wody, powoduje ten wybuch, budzi człowieka z marazmu duchowego i nawraca do Boga. Czasem przeciwnie, człowiek w swej pysze, który dotąd zaledwie akceptował fakt istnienia Boga, nie miał z Nim żadnej relacji, zaczyna bluźnić Bogu i jeszcze tylko pogrąża się w ciemności. Czasem z kolei taki kubeł zimnej wody, nagłe cierpienie, pokazuje osobie, której wydawało się, że wierzy, że praktykuje swoją wiarę, że to wszystko było tylko jakąś abstrakcją, wydmuszką wiary lub tylko wyobrażeniem wiary bez pokrycia w rzeczywistości na dobre i na złe.
Stopień wiary narodu można rozpoznać po prawach świeckich, które formułuje, po inicjatywach, które podejmuje, po sposobie życia i święcenia szczególnych dni świętych.
Jak my ludzie słabej wiary mamy zaszczepić ją u innych? Najpierw sami uwierzmy prawdziwie i żyjmy życiem Chrystusa! Życiem, w którym obok Boga Ojca zawsze była Matka, Maryja, od początku do końca. Wtedy zmieni się obraz naszego życia ze wspomnianego wcześniej, na obraz życia Jezusa. Wtedy dopiero modlitwa w naszych umysłach, sercach i duszach będzie nieustanna. Wtedy dopiero będzie prawdziwa potrzeba różańca… - Brak właściwego przykładu odmawiania różańca – niektórzy wierni, którzy modlą się na różańcu, robią to w niewłaściwy sposób i dają bardzo zły, wręcz odpychający, przykład…
Z pełnym podziwem dla wytrwałości w „modlitwie” i (nawet codziennym) trwaniu przy Chrystusie naszych kochanych „starszych Pań”, niestety muszę stwierdzić, że ich zwyczajowy sposób odmawiania różańca pozostawia wiele do życzenia... Chodzi o to, że zwyczajowo różaniec jest”klepany” a nie „modlony”…
„Różaniec to zwykłe klepanie!” – ten stereotyp o różańcu nie wziął się z powietrza… To sami modlący się odstraszają zamiast przyciągać innych do modlitwy. Uderzmy się więc w piersi, bo jeśli chcemy przyciągnąć kogoś do modlitwy, to musimy być w pełni autentyczni, musimy zatopić się w niej cali, posyłając w eter słowa duszą, umysłem i ciałem. Tylko wtedy można sprawić, że ktoś postronny zachwyci się różańcem…”Klepanie” polega na tym, że nawet jeśli byś chciał, to nie nadążysz za prowadzącym głosem: jest bowiem jak karabin maszynowy, z którego wylatują kolejne słowa na jednym, monotonnym i bezuczuciowym poziomie dźwiękowym – kompletnie bez serca i bez świadomości wypowiadanych słów. Jak można w taki sposób pozdrawiać Matkę Wcielonego Boga? Jak można Jej błogosławić? Jak można prosić Ją o modlitwę i wstawiennictwo? …
Jest to tak rażące dla osoby postronnej, że całkowicie zniechęca do brania udziału w takiej modlitwie, odpycha, żeby nie powiedzieć obrzydza…
Stąd, uraz do różańca mają przeważnie osoby o ponadprzeciętnej świadomości słowa, zdolności do odczuwania emocji w słowie, brzydzące się obłudą, a jednocześnie szukające Prawdy, wewnętrznej komunikacji z Bogiem.
A wszystko dlatego, że brakuje nam wiary i miłości, z których bierze się pragnienie pogłębienia relacji.
Naprawdę, lepsze owoce przyniesie odmówienie jednej, wybranej tajemnicy różańca z miłością i wdzięcznością w sercu, pełną świadomością każdego słowa i Obecności Osób, do których się je kieruje oraz z głębokim wczuciem się w ich życie, niż wyklepanie 10 całych różańców…
Proponuję zacząć od nauczenia się w ten sposób jednego Zdrowaś Maryjo.
Jak mawiał św. Jan Maria Vianney: „Jedno tylko Zdrowaś Maryjo dobrze powiedziane wstrząsa całym piekłem.”
W ogóle wszyscy święci mieli szczególne nabożeństwo do Matki Bożej, poczytaj, co niektórzy z nich mówili o różańcu i modlitwie Zdrowaś Maryjo, a odnajdziesz jej zupełnie nowy wymiar, nowe brzmienie.
Z takich „Zdrowasiek” budujmy nasze różańce! - Brak świadomości, że podczas modlitwy różańcowej jest obecna Maryja i sam Bóg
Brak tej świadomości jest konsekwencją braków z punktu 1.
A przecież Bóg przenika serce i myśli każdego, widzi nas z ukrycia! Podobnie Matka Boża słucha modlitwy każdego swojego dziecka.
Jak musi się czuć, kiedy zapominamy, że podczas naszych modlitw jest obecna, że przewija paciorki razem z nami (zobacz: objawienia z Lourdes), że tym samym wspomina swój ziemski żywot! Jak musi się czuć kiedy niby mówimy do niej, ale nasze słowa nie są słowami dziecka do matki, ale przypominają raczej bełkot, w dodatku nudny, bo jednostajny, rzucany na oślep albo list wysłany bez adresata.
Na domiar złego, myślimy w trakcie modlitwy o czymś innym… oh, znowu rozproszyliśmy się…
Znowu powtórzę: wszystko dlatego, że brakuje nam wiary i miłości, z których bierze się pragnienie pogłębienia relacji…
Czy chociaż jesteśmy świadomi tych błędów? Jest to w ogóle problem w każdej modlitwie (Mszy Świętej nie wyłączając): brak świadomości, zdania sobie sprawy, że Bóg patrzy na nas i słucha tej modlitwy, że np. modląc się Ojcze nasz, przenosisz się przed Tron Boga Jedynego w Trójcy. Nie bądź tam nieobecny, jakbyś był niepełnosprawny umysłowo, ale oczami duszy zobacz swojego Ojca-Stwórcę, Syna-Zbawiciela i Ducha Świętego-Uświęciciela i okaż swoją skruchę, miłość, wyraź cześć i uwielbienie!
Daj sobie szansę to poczuć, obudź duszę, otwórz swoje serce, uwolnij umysł i proś Boga o Łaskę nowej świadomości, która umożliwi Ci odczuwanie Jego Obecności! - Brak Kapłana, który z natchnieniem poprowadziłby całą modlitwę.
Z przykrością to stwierdzam – poza specjalnymi nabożeństwami „z okazji…” wierni nie mają przewodnika, który najpierw zachęciłby do codziennej modlitwy własnym konkretnym przykładem: przyszedłby pół godziny wcześniej przed codzienną i niedzielną Mszą Świętą (*) lub zostałby po Mszy Świętej i po prostu poprowadziłby wiernych w modlitwie, jak dowódca swoje wojsko na polu bitwy… chociażby miał tylko kilku żołnierzy.Co gorsza, sam byłem świadkiem, że Ksiądz opuszczał Nabożeństwa 1 Sobót z wystawionym Najświętszym Sakramentem, zostawiając wiernych (w większości te „starsze Panie”) do prowadzenia adoracji, modlitwy i rozważań… Rozważania niestety nie miały głębszego sensu, sprowadziły się do przytoczenia kalendarza nadchodzących wydarzeń (?!), a Ksiądz wrócił na sam koniec, aby udzielić błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem. Nie znam przyczyny, dla której Ksiądz opuszczał Nabożeństwo (co miesiąc było to samo), nie chcę go oceniać, jednak odnośnie samego faktu postawy, nie mogę oprzeć się wewnętrznemu poczuciu bólu i żalu, jakbym był żołnierzem na polu bitwy, z którego mój dowódca właśnie uciekł, zostawiając przy tym Króla i Królową samych… To niedopuszczalne, choćby się waliło i paliło! Niech wszystko czeka, kiedy Chrystus ze Swoją Matką przychodzi do nas zebranych w Jego Imię.
Modlę się za Kapłanów, aby zrozumieli, że Oni przede wszystkim są przykładem życia duchowego dla wiernych. Są przykładem pobożności w praktyce, którą się obserwuje i naśladuje… jeśli jest tego godna.
Kapłani są naprawdę jak oficerowie dla szeregowców, którzy umacniają, dają przykład i powinni przewodzić na polu duchowej bitwy z racji swojego sakramentalnego posłannictwa. - Brak świadomości religijnej i wiedzy na temat tej modlitwy.
Pokutuje praca u podstaw. Wierni za mało wiedzą na temat różańca – jego prawdziwego sensu i celu, dla którego został dany.
Poza tym, że większość z nas słyszała, że w Fatimie ukazała się Matka Boże, nie słyszeli nic o wielu innych cudownych objawieniach, których przesłaniem było nawrócenie do Boga przez powrót do modlitwy.
Za mało się wspomina o cudach, które miały miejsce na przestrzeni czasu.
A przecież to wszystko to niezmierzona Łaska dana ludzkości z przepaści Miłosierdzia Bożego. Maryja nie przychodzi „od tak sobie, rzucić okiem na mieszkańców ziemi„, ale dla naszego Zbawienia z woli Boga w Trójcy Jedynego! Jako matka przychodzi upomnieć swe dzieci i przypomnieć im właściwą drogę. Ile z tych objawień i w jakim stopniu znamy ich przesłanie?
Pogłębiajmy więc swoją wiedzę duchową! Z wiedzy, doświadczenia i Łaski rodzi się prawdziwa świadomość. Ale do tego potrzeba naszego wysiłku! To są skarby, które dawane są tylko tym, którym naprawdę zależy.
Zadajmy sobie pytanie: ile książek tematyki religijnej przeczytaliśmy ostatnio i przez całe życie, ile dokumentów Kościoła przestudiowaliśmy? Czy widziałem na oczy jakąś Encyklikę albo list apostolski? A czy w ogóle przeczytałem chociaż raz w życiu całą Biblię od początku do końca?
W końcu ile czasu mogłem poświęcić na to, zamiast oglądać np. TV?
Tu wszyscy musimy pracować, aby nie zmarnować ani minuty, bo z każdej zdamy sprawę. - Brak rozważań tajemnic różańcowych.
Najczęściej wynika to z:
– braku przygotowania,
– braku odpowiedniej świadomości osoby prowadzącej modlitwę, rozumiejącej, że różaniec bez rozważań sprowadza się do czegoś, co jest prawie jak różaniec,
– braku odpowiedniej ilości czasu do przeprowadzenia rozważań,
– braku kompetentnej osoby prowadzącej modlitwę, którą powinien być Kapłan lub ktoś inny, „w kim już nie on żyje, ale żyje w nim Chrystus„, co wiąże się nierozerwalnie z solidnym ugruntowaniem w Biblii i oczytaniem w literaturze katolickiej,
– brak wiedzy na temat życia Jezusa i Maryi, z której Duch Święty mógłby zrodzić sensowne i głębokie przemyślenie – pamiętajmy, że Bóg działa na naturze i przez naturę,
– brak kierownictwa Kapłana. - Jeśli są rozważania, to przeważnie nie na temat.
Zamiast rozważać życie Jezusa i Maryi, modlący się rozważa przede wszystkim swoje życie. Różaniec staje się wtedy kontemplacją samego siebie, co jest kompletnym niezrozumieniem sensu tej modlitwy. Tematem rozważań ma być życie Jezusa i Maryi – zgodnie z daną tajemnicą. Naturalnie rodzi się pragnienie duszy, wyrażane na zewnątrz słowem prośby, aby wchłonąć w siebie Ich postawy, cnoty, wolę oraz Ducha Świętego, który był zawsze tego natchnieniem, źródłem, przyczyną. Takie prośby w modlitwie nie burzą jej rytmu i sensu, ale wręcz przyczyniają się do osiągnięcia jej celu – budowania relacji miłości z Bogiem w Jezusie Chrystusie w oparciu o doskonały wzór Maryi i dostarczania „paliwa” dla procesu wewnętrznej przemiany siebie.
Oczywiście, nie jest też błędem krótkie odniesienie się do własnej życiowej sytuacji, a nawet prośba o jakąś łaskę dla jej doskonałego rozwiązania, w kontekście rozważań, jednak niewłaściwe proporcje w tym zakresie sprowadzają modlącego się na manowce: zapomina on bowiem o przedmiocie i sensie tej modlitwy, a przenosi do jej centrum samego siebie, stawiając znowu siebie na pierwszym miejscu. Trzeba się pilnować, bo jest to podstawowy grzech przeciw pierwszemu przykazaniu Dekalogu, popełniany nawet w modlitwie, w której modlący się mówi ciągle ja, zamiast Ty, Boże, mówi przede wszystkim o sobie, zamiast o Bogu, rozważa głównie swoje życie, zamiast wcielenie Boga. W ten sposób wychodzi na jaw, kto jest w życiu na pierwszym miejscu: ja zamiast Bóg.
Taka modlitwa nie przyniesie owoców w postaci budowania coraz głębszej relacji miłości z Jezusem i Maryją, nie da umiejętności zaparcia się samego siebie i coraz pełniejszego odbicia sobą cnót Chrystusa. Jak ma się tak stać skoro człowiek kontempluje samego siebie a nie Chrystusa?…
A przecież różaniec w swej istocie to modlitwa kontemplacyjna życia Jezusa i Maryi! Dlatego rozważania tajemnic mają rzeczywiście dotyczyć faktów z życia Jezusa i Maryi, odniesienia do siebie ograniczajmy do niezbędnego minimum, chyba tylko po to, aby prosić o łaskę urzeczywistnienia w nas cnót chrystusowych. Wówczas duchowe owoce pojawią się w taki sam niezauważalny sposób, jak fizycznie wyrastają na drzewach. Do tego jednak potrzeba też czasu i cierpliwości…Czasem z kolei rozważania są zbyt krótkie: czy naprawdę nie stać nas na więcej niż jedno zdanie? Nie idźmy drogą minimalistyczną, ale dajmy z siebie tyle, ile możemy w danych okolicznościach zewnętrznych. - Brak odpowiedniej postawy modlitewnej.
Jeśli nie ma ważnej przyczyny, np. zdrowotnej, to zawsze do modlitwy przyjmuj postawę klęczącą. Niech ciało wyraża pokorną postawę duszy, która powinna uświadomić sobie swoją nicość w Obliczu Boga, Stwórcy jej samej i wszystkiego, co jest.
Jak uczy Matka Boża w jednym ze swoich objawień, na „Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu!” należy poza znakiem Krzyża wykonać skłon głową – z intencją wyrażenia głębokiej czci, pokory i bojaźni przed majestatem Stwórcy. Podobnie rzecz się ma na „(…) święć się Imię Twoje (…)„. Gest ten powinien stać się naturalnym odruchem ciała.
Znowu wracamy do punktu nr 2 – pracujmy nad uświadomieniem sobie, że modlitwa przenosi nas przed Majestat Boga, przy którym stoi dziesięć tysięcy po dziesięć tysięcy i tysiąc tysięcy służyło Mu (por. Dn 7, 10). Ciało ma być jednością z duszą w wyrażaniu emocji – każde na swój sposób wzajemnie się dopełniający.
Jeśli natomiast ktoś postronny widzi, modlących się na siedząco, z dodatkowym usypiającym wyrazem twarzy, to nie czuje się zachęcony do przyłączenia się… - Niegodne zachowanie po wyjściu z kościoła
Zdarza się, że po modlitwach ludzie jeszcze nie zdążyli wyjść z kościoła, a już rozmawiają. Oczywiście nie o sprawach Bożych… Za drzwiami panuje momentalnie zgiełk, nastroje dopisują, śmiechy, chichy wypełniają przestrzeń.
A gdzie postawa modlitewnej zadumy w duszy i umyśle nad tym, co się przed chwilą dokonało? Gdzie postawa pokuty? Ile warta była ta modlitwa, jeśli w ciągu sekundy została zapomniana i prysła jak mydlana bańka? Czyżby znowu tylko klepanie? A gdzie wiara, że na Mszy Świętej uobecniła i spełniła się właśnie nieustająca Ofiara Krzyża Jezusa Chrystusa? Czy wierzymy w to? To dlaczego niektórych to wszystko wewnętrznie w ogóle nie rusza, wracają do porządku dziennego, „jakby nigdy nic”? …
Dalej, jeśli modlitwy były odprawiane w niedzielę (głównie problem dotyczy niedzielnych Mszy Świętych), to spora część ludzi pospiesznie z kościoła idzie na zakupy, nie zdążyła się jeszcze zakończyć pieśń na wyjście, jeszcze ksiądz nie wyszedł z prezbiterium, a oni już biegną.
Czy nie można było zrobić tego w sobotę, żeby dzisiaj, w niedzielę, mieć umysł oddany tylko Bogu i innym dać też spokój?
Dodatkowo, zamiast przejść przez przejście dla pieszych, część bardzo spieszących się przechodzi przez środek ruchliwej drogi, zatrzymując przy tym ruch. No bo przecież lud boży wyszedł z kościoła, niech wszystko przed nim stanie!
Jak ktoś, kto patrzy na takie osoby z boku może zobaczyć dobre owoce tych wszystkich modlitw? Jak będzie chciał się do nas przyłączyć?
Uświadommy sobie, jak ważny jest przykład naszego życia! Róbmy to, o czym mówimy jako Kościół, w co wierzymy i o co się modlimy, bo hipokryzja napawa obrzydzeniem!
Proszę o rozważenie tego wszystkiego na spokojnie. Starajmy się unikać błędów, które mogłyby odepchnąć kogoś od modlitwy i nam samym ograniczają wzrost. Nie jest to może od razu takie proste i oczywiste, ale podejmijmy wysiłek! Obyśmy nie stali się przyczyną zgorszenia dla nikogo, tym bardziej w przykładzie naszej modlitwy.
(*) – rozkład Mszy Świętych niedzielnych z uwagi na czas konieczny na modlitwę różańcową należałoby w większości ponownie przemyśleć… na pewno jest to możliwe, choć znowu wymaga wysiłku ze strony Kapłanów. Dodatkowo, może wyeliminowałoby się pewne patologie, szczególnie w miastach, kiedy to czas na Komunię Świętą jest skracany do minimum, „bo zaraz będzie następna Msza św.”…
Bardzo Ci dziękuję za refleksje na temat modlitwy. Sama ostatnio dużo o tym myślę, aby i jak ożywić swoją rozmowę z Bogiem, żeby była czymś znacznie więcej niż bezmyślnym klepaniem. Takie rady dużo dają – niech Cię Bóg błogosławi!