Mobilny Obraz Jezusa Miłosiernego w Nowej Ewangelizacji – MOJM

Jeśli widziałeś biały samochód (Mazda) z Jezusem na dachu (obrazem Jezusa Miłosiernego z Wilna) i interesujesz się, skąd taki pomysł, to zapraszam poniżej. Krótko podzielę się historią tego dzieła.

Na początku epidemii, w czasie Wielkiego Postu 2020r., Pan Jezus, podczas mojej codziennej modlitwy Koronką do Bożego Miłosierdzia w Godzinie Miłosierdzia (godz. 15.00), uświadamiał mi w obrazach pojawiających się w umyśle, w nagłych natchnieniach i idących za nimi uczuciach, jak bardzo chce wyjść do ludzi, jak bardzo chce nas spotkać, jak tęskni za nami, za spotkaniem z nami, jak po prostu chce przeżyć ten czas próby z nami…

Uświadamiał mi – i dalej to robi – jak bardzo potrzebne są nowe kanały głoszenia Ewangelii, aby dotrzeć do świadomości dzisiejszego człowieka.

Jeszcze przed wybuchem epidemii, pojawił się w moim umyśle obraz, w którym idę przez swoje osiedle z obrazem Jezusa Miłosiernego, który przyciąga ludzi do rozmowy o Jezusie. Następnie kiedy epidemia wybuchła, obraz ten przekształcił się w inny: jadę samochodem przez miasto, a obraz Jezusa jest… na dachu mojego samochodu … taak… na dachu samochodu! 🙂 Aż uśmiałem się na tę „wizję”, zapewne tak jak Ty 🙂

Jednak, ona nie ustępowała, ale z każdym dniem coraz bardziej krystalizowała się w moim umyśle, mimo tego, że równolegle starałem się to wyprzeć. Pan upewniał mnie z każdym dniem coraz bardziej, że tak chce wyjść z zamknięcia do swoich dzieci, które miłuje i za którymi tęskni… Chce znowu być blisko każdego z nas, bo nas kocha!

Uśmiech mi zszedł z twarzy i zacząłem myśleć nad tym na serio. Zacząłem jakby mimowolnie planować konstrukcję na samochód, na której można byłoby zainstalować obraz o wielkości takiej, aby było go widać z dość daleka. Sprawa stała się coraz bardziej poważna, a Duch Święty podpowiadał natchnieniami szczegóły: wymiary, parametry materiałów, sposoby montażu – słowem wszystko, co konieczne dla zrealizowania tej wizji. Wszystko działo się w czasie mojej pracy i podczas stałych modlitw.

W końcu zgromadziłem materiały i zacząłem fizycznie tworzyć konstrukcję w Wielki Piątek, 10.04.2020r. – zamiast robić swoją pracę w firmie, wziąłem się z zapałem za budowanie dzieła, które nazwałem: Mobilny Obraz Jezusa Miłosiernego. Polała się przy tym i krew… ehh to był jedyny taki Wielki Piątek w moim życiu… niepowtarzalne zjednoczenie z Jezusem! Cały Wielki Tydzień pracowałem nad tym dziełem i skończyłem około tygodnia później, tj. w czwartek 16.04.2020r… Przed Świętem Bożego Miłosierdzia.

Pan Jezus uparł się, że chce wyjść do ludzi, których umiłował do końca… I dopiął swego! Chciał wylądować w naszej rzeczywistości w czasie epidemii i wylądował… na dachu mojego samochodu! Dla Jezusa nie ma rzeczy niemożliwych! Tylko popatrzcie na to:

Ostatnie szczegóły montażowe dopinałem pod kościołem św. Maksymiliana Kolbego we Wrocławiu w czwartek 16.04.2020r.. Zainstalowałem obraz na dachu samochodu, poprosiłem księdza o poświęcenie, wykonałem 1 rundę przy okazji podwożąc jednego pana do apteki, wróciłem i poszedłem na Mszę Świętą. Kiedy  wyszedłem po Mszy Świętej gotowy na 1 trasę z MOJM zobaczyłem taki widok:

Widzisz gołębia siedzącego na dachu? Ja jak go zobaczyłem, to momentalnie uradowałem się jeszcze bardziej i odczytałem to jako znak, że Duch Święty będzie mnie prowadził w tym dziele!

Początkowe założenie było takie, że miałem jeździć po Wrocławiu przed i na Świętego Bożego Miłosierdzia. Taką wizję miałem na początku i to było aż nadto w moich ograniczeniach! Żeby odważyć się na coś takiego w ogóle! Dobrze, że Pan nie powiedział mi, co planuje dalej, ale początkowo to ukrył… bo bym chyba od razu to wyparł, jako niewykonalne dla mnie…

Dodatkowo muszę wspomnieć, że na samym obrazie się nie skończyło… Pewnego dnia usłyszałem straż miejską mówiącą przez megafon komunikaty związane z epidemią. Momentalnie dostałem impuls: ogłaszać Ewangelię ludziom zamkniętym w domach przez megafon. Zbaraniałem, ale uznałem, że to może być całkiem skuteczna droga dotarcia do ludzi, którzy są zamknięci na długo w domach… Wyposażyłem się więc w megafon i wziąłem go w trasę.

A skończyło się trasą trwającą od czwartku do niedzieli (16.04.2020 – 19.04.2020) z Wrocławia przez Lubin, Nową Sól, Zieloną Górę, Świebodzin, Gorzów Wlkp. i Szczecin (piątek 17.04.), ze Szczecina, przez Poznań, Płock i Warszawę (sobota 18.04.), z Warszawy przez Łódź, Częstochowę do Krakowa, do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, do którego dojechałem w Święto Bożego Miłosierdzia, 19.04.2020r. W ten sam dzień wieczorem wróciłem do Wrocławia.

Po drodze, kiedy przejeżdżałem przez miasta, Pan polecił mi zajeżdżać pod supermarkety, gdzie ludzie stali w długich kolejkach na dworze. Kiedy jechałem obok takiej kolejki, to wszystkie oczy w niemałym szoku wpatrzone były w obraz Jezusa. Ja po małej „rundce” wokół nich, czasem jechałem dalej, kiedy nie czułem się na siłach, żeby wyjść i przemówić, a czasem jak mi Duch dał moc do wypowiedzenia słowa, to zatrzymywałem się, wychodziłem z samochodu i ogłaszałem, że w niedzielę jest Święto Bożego Miłosierdzia, dodając przy tym jeszcze parę słów z natchnienia… o mój Boże, jaką przy tym wszystkim walkę toczyłem z moją słabością… jednak „moc w słabości się doskonali” – takie Słowo przed wyjazdem dał mi Ksiądz, który poświęcił obraz. Sprawdziły się! Kiedy byłem w Płocku, odwiedziłem Klasztor Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, w którym przebywała s. Faustyna Kowalska. Chciałem wziąć chociaż 2 z nich do samochodu na objazd po Płocku, żeby pokazać im ten sposób ewangelizacji – takie polecenie otrzymałem. Niestety siostry mi nie otworzyły mimo kilkukrotnego pukania do drzwi i nawet wywoływania przez megafon Słowem Bożym. Patrzyły przez okno… widziały samochód z obrazem Jezusa… i zignorowały mnie całkowicie.

Bardzo mnie to zasmuciło… jedno z tych miejsc szczególnie związanych z obrazem Jezusa Miłosiernego dzisiaj jakby Go nie przyjęło. Zapłonąłem smutkiem, żalem i gniewem, i powiedziałem sobie, że skoro tak, to nie będę w Płocku w ogóle więcej głosił i natychmiast stąd wyjeżdżam. Jednak Pan powiedział mi wtedy: Nie, przeciwnie. Właśnie w tym mieście będziesz ogłaszał Dzieło Miłosierdzia z mocą, jak jeszcze nigdzie do tej pory!

Zrozumiałem przy tym w jednej chwili, o co Mu chodzi przez analogię do słów św. Pawła: tam gdzie wzmógł się grzech, jeszcze obficiej musi rozlać się łaska. Nabrałem Ducha i pojechałem dalej, wyciągnąłem megafon i przez większość miasta zacząłem głosić z mocą wielkie Dzieło Bożego Miłosierdzia…. ze śmiałością, jakiej nie miałem nigdy dotąd! Następnego dnia, jadąc przez Warszawę, powtórzyłem to, chociaż z rana czułem ogromną słabość i niezdolność do dalszej jazdy z głoszeniem przez megafon. Kiedy miałem już zaraz wyjeżdżać, to Pan do mnie przyszedł w Duchu, oddałem Mu całą nędzę, a On mnie przeniknął i umocnił w swoim nieskończonym miłosierdziu… i pojechałem już bez skrępowań, przez Warszawę, później przez Łódź, odwiedzając Archidiecezję Łódzką z miłym spotkaniem i wsparciem ks. Łukasza, sekretarza Arcybiskupa Grzegorza Rysia, któremu chciałem pokazać ten sposób, a następnie przez Częstochowę i Jasną Górę, do Krakowa… Wielu ludzi zobaczyło Jezusa, mam nadzieję, że wielu ludzi przypomniało sobie o Jezusie i poszukało informacji o obrazie Jezusa Miłosiernego. Mam nadzieję, że wielu ludzi doprowadzi to do spotkania z Jezusem i ostatecznie do Zbawienia! Jak niegdyś ja spotkałem Jezusa za sprawą małego obrazka Jezusa Miłosiernego, tak teraz jestem przekonany, że w życiu wielu powtórzy się to samo! Przez jedno krótkie spotkanie, choćby przez jedno nic nieznaczące spojrzenie… Niech tak się stanie! Amen!

Niesamowita i niezapomniana podróż z Panem Jezusem!

Piszę to wszystko, aby wyzwolić w Tobie pewne natchnienie… Pan Jezus chce powołać kolejnych uczniów – ewangelizatorów i misjonarzy Bożego Miłosierdzia, którzy wykorzystają wyżej opisany pomysł albo otrzymają od Boga swój własny, niepowtarzalny sposób głoszenia Bożego Miłosierdzia.

A teraz chcę modlić się za tych, którzy wejdą w to powołanie!

Ojcze, proszę Cię w Imię Twojego Syna Jezusa Chrystusa! Poślij teraz Ducha Świętego, aby przeniknął duszę osoby, która ma wejść w misję głoszenia Dzieła Bożego Miłosierdzia, być świadkiem Bożego Miłosierdzia wszędzie, gdzie zostanie posłana. Niech Duch Święty zstąpi na osobę, która ma rozszerzać znajomość i cześć dla wizerunku Jezusa Miłosiernego, Jezusa, który tak nas umiłował, że oddał za nas życie, aby dać nam życie wieczne! Niech Duch Święty wlewa teraz miłość w serce osoby, która podejmie się tego dzieła. Niech napełnia ją pewnością, co do Twojej woli Ojcze i niech uzdolni do wypełnienia tej woli!

Jeśli dodatkowo czujesz, że te słowa Pana Jezusa z Dz. 206:
(…) patrz w przepaść miłosierdzia Mojego i oddaj temu miłosierdziu Mojemu cześć i chwałę, a uczyń to w ten sposób – zbierz wszystkich grzeszników z całego świata i zanurz ich w przepaść miłosierdzia Mojego. Pragnę się udzielać duszom, dusz pragnę – córko Moja. W święto Moje – w święto Miłosierdzia, będziesz przebiegać świat cały i sprowadzać będziesz dusze zemdlone do źródła miłosierdzia Mojego. Ja je uleczę i wzmocnię.”
– są do Ciebie, to niech Pan Cię teraz pobłogosławi, namaści, umocni i doprowadzi do podjęcia tego zadania!

Jeśli czujesz, że Pan Cię do tego powołuje, jeśli poczułeś Jego obecność i zareagowałeś na modlitwę i słowa Jezusa, jeśli odpowiadasz pozytywnie na to wezwanie, to działaj! Proszę Cię też o kontakt. Stworzymy razem nieformalną wspólnotę / grupę ewangelizacyjną, wspierającą się, modlącą się za siebie i wymieniającą doświadczeniami. Udostępnię Ci szczegóły montażowe, pomogę zrobić konstrukcję, pomogę finansowo, podzielę się doświadczeniami – cokolwiek będzie Ci potrzeba. Ewangelia musi być głoszona na wszelkie możliwe sposoby w każdym czasie, tym bardziej w czasie epidemii!

Jeśli już będziesz jeździć z „MOJM”, ale nie wiesz, co głosić, to:
1) ja też tak mam, ale Duch mówi mi: nie przejmuj się, bo wystarczy sama jazda i to, że wielu ludzi zobaczy Jezusa, bo Jego osoba zagości w ich świadomości – resztę zostaw Bogu;
2) módl się o moc Ducha Świętego, a jak Cię już namaści i otworzy Ci usta, to głoś co On będzie chciał przez Ciebie powiedzieć, głoś kerygmat, głoś słowa samego Pana Jezusa, Jezusa Miłosiernego… tu przygotowałem wyciąg:

Ewangelizacja z Jezusem Miłosiernym i s. Faustyną

Łaska i pokój naszego Pana, Jezusa Chrystusa niech będą z Wami wszystkimi!

 

 

Modlitwa o uzdrowienie chorego dziecka znad łóżka w szpitalu

Nagranie z łóżka szpitalnego mojego chorego syna po operacji…
Modliłem się nad moim 3-letnim synkiem i śpiewałem mu w akompaniamencie do muzyki w tle z komputera (stąd słaba jakość podkładu), kiedy usłyszałem polecenie Pana, żeby nagrać tą modlitwę dla innych rodziców, którzy mają chore dzieci, bo Bóg chce je uzdrawiać tak, jak uzdrawiał Jezus, kiedy tylko ktoś go o to usilnie prosił. Włączyłem więc telefon i nagrywałem.

Jeśli więc chcesz i wierzysz, to połóż swoje ręce na Dziecko i módl się razem ze mną..

PS: nie jestem ani śpiewakiem, ani księdzem, tylko kochającym rodzicem i uczniem Jezusa, więc nie oczekujcie ode mnie zbyt wiele:) To przez ufność w miłosierdzie Jezusa otrzymasz łaskę!

Jan Paweł II i Nowa Ewangelizacja

Nie ma Nowej Ewangelizacji bez nowych ewangelizatorów, tych którzy sami zostali zewangelizowani.

W Redemptoris missio, Jan Paweł II napisał:
„27. Dzieje Apostolskie ukazują, że misja skierowana najpierw do Izraela, a potem do innych ludów, rozwija się na wielorakich płaszczyznach. Istnieje przede wszystkim grupa Dwunastu Apostołów, która jako jednolite ciało pod przewodnictwem Piotra ogłasza Dobrą Nowinę. Jest dalej cała wspólnota wierzących, która przez swój sposób życia i działania daje świadectwo Panu i nawraca pogan (por. Dz 2, 46-47). Są jeszcze specjalni wysłannicy, przeznaczeni do głoszenia Ewangelii. I tak wspólnota chrześcijańska Antiochii wysyła swych członków na misje: po poście, modlitwie
i sprawowaniu Eucharystii zdaje ona sobie sprawę, że Duch wybrał Pawła i Barnabę, by zostali wysłani
(por. Dz 13, 1-4). U swych początków zatem misja widziana jest jako zadanie wspólnotowe i odpowiedzialność Kościoła lokalnego, który potrzebuje „misjonarzy”, by zwrócić się ku nowym horyzontom. Obok tych wysłanników byli także inni misjonarze, którzy „spontanicznie” dawali świadectwo tej nowości, która przemieniła ich życie, i łączyli następnie te tworzące się wspólnoty z Kościołem apostolskim. Lektura Dziejów Apostolskich pozwala nam zrozumieć, że u zarania Kościoła misja wśród narodów, mając wprawdzie także misjonarzy „na całe życie”, którzy poświęcali się jej dzięki szczególnemu powołaniu, była w istocie uważana za normalny owoc życia chrześcijańskiego, codzienne zadanie dla każdego wierzącego poprzez świadectwo osobiste i wyraźne przepowiadanie tam, gdzie to było możliwe.”

 „16. Wskrzeszając Jezusa z martwych, Bóg zwyciężył śmierć i w Nim zapoczątkował ostatecznie swoje Królestwo. W czasie życia ziemskiego Jezus jest prorokiem Królestwa, a po swej męce, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu uczestniczy we władzy Boga i w Jego panowaniu nad światem (por. Mt 28, 18; Dz 2, 36; Ef 1, 18-21). Zmartwychwstanie nadaje zasięg uniwersalny orędziu Chrystusa, Jego działalności i całemu Jego posłannictwu. Uczniowie zdają sobie sprawę, że Królestwo jest już obecne w osobie Jezusa i budowane jest stopniowo w człowieku i świecie poprzez tajemniczą więź z Jego osobą.

Po zmartwychwstaniu bowiem głoszą oni Królestwo, zwiastując Jezusa, który umarł i zmartwychwstał. Filip w Samarii „nauczał o Królestwie Bożym oraz o imieniu Jezusa Chrystusa” (Dz 8, 12). Paweł w Rzymie głosił Królestwo Boże i nauczał o Panu Jezusie Chrystusie (por. Dz 28, 31). Także pierwsi chrześcijanie głosili „Królestwo Chrystusa i Boga” (Ef 5, 5; por. Ap 11, 15; 12, 10), czy też „wieczne Królestwo Pana naszego i Zbawcy, Jezusa Chrystusa” (por. 2 P 1, 11). To na głoszeniu Jezusa Chrystusa, z którym Królestwo się utożsamia, skupia się nauczanie pierwotnego Kościoła. Tak jak wówczas, również dzisiaj trzeba połączyć razem zwiastowanie Królestwa Bożego (treść kerygmatu Jezusa) i głoszenie wydarzenia Jezusa Chrystusa (które jest kerygmatem Apostołów). Te dwa orędzia uzupełniają się i wyjaśniają wzajemnie.”

 „24. Misja Kościoła, tak jak misja Jezusa, jest dziełem Boga albo — jak często określa święty Łukasz — dziełem Ducha Świętego. Po zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Jezusa Apostołowie przeżywają silne doświadczenie, które ich przemienia: Pięćdziesiątnicę. Przyjście Ducha Świętego czyni z nich świadków i proroków (por. Dz 1, 8; 2, 17-18), wlewając w nich spokojną odwagę, która ich pobudza do przekazywania innym swego doświadczenia Jezusa i ożywiającej ich nadziei. Duch uzdalnia ich, by dawali świadectwo o Jezusie z „otwartością”.”

Jest wielkie wezwanie Pana Jezusa, aby iść i czynić uczniów ze wszystkich narodów i jest pewna obietnica Jego obecności i wsparcia (por. Mt 28, 19-20). Jeżeli jest wielkie wezwanie, to może być
i wielkie zaniedbanie, jeśli pozostawimy je bez pozytywnej odpowiedzi. Papież Jan Paweł II zachęcał wszystkich ochrzczonych w Chrystusie, nie tylko kapłanów, ale i wiernych świeckich, aby z nie lękali się wyjść z Dobrą Nowiną o Jezusie do świata, mówił (przed modlitwą „Anioł Pański”, 4 lutego 2001):

„ (…) Wypłyń na głębię» (Łk 5, 4) — powtarzam dziś każdemu biskupowi i każdej wspólnocie diecezjalnej. Jest to moment sprzyjający nowym inicjatywom duchowym i duszpasterskim, opartym nie na iluzjach, lecz na mocnym i głębokim doświadczeniu łaski, przeżytym w okresie jubileuszowym.”

W 2001 r. w Lednicy Papież podobnie zwrócił się bezpośrednio do ludzi młodych:Wypłyń na głębię. Zawierz Chrystusowi. Pokonaj słabość i zniechęcenie i na nowo wypłyń na głębię. Odkryj głębię własnego ducha, wnikaj w głębię świata. Przyjmij Słowo Chrystusa, zaufaj Mu i podejmij swą życiowa misję. Ludzie nowego wieku oczekują twojego świadectwa. Nie lękaj się, wypłyń na głębię, jest przy Tobie Chrystus!”

Podczas mszy św. kończącej X ŚDM na Filipinach, Jan Paweł II daje jakby wzór odpowiedzi na te wszystkie wezwania do podjęcia dzieła Nowej Ewangelizacji:

„3. «Oto jestem, Panie, poślij mnie». Oto jestem tutaj – na Filipinach i wszędzie indziej. Wpatrzeni
w Chrystusa powtarzamy ten refren psalmu responsoryjnego jako odpowiedź tegorocznego Światowego Dnia Młodzieży na to, co Chrystus powiedział do apostołów, a co dzisiaj mówi do nas wszystkich: „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam” (J 20, 21). Te słowa Chrystusa stały się nie tylko tematem, ale także i natchnieniem tego wspaniałego zgromadzenia w Manili. Po medytacji
i modlitewnym czuwaniu wczorajszego wieczoru dzisiejsza Eucharystia «konsekruje» naszą odpowiedź Chrystusowi: w jedności z Nim wszyscy razem odpowiadamy: „Poślij mnie!” Co chcemy przez to powiedzieć? Chcemy wyrazić gotowość uczestnictwa w posłannictwie Chrystusa. W posłannictwie Chrystusa uczestniczy każdy chrześcijanin w sposób sobie właściwy i niepowtarzalny.

Nowa Ewangelizacja w 100-rocznicę urodzin Karola Wojtyły – Jana Pawła II

Duchowość Karola Wojtyły oparta na zjednoczeniu z Chrystusem, przez Eucharystię, całkowite oddanie Maryi, przez życie wypełnione modlitwą, ze szczególną czcią dla Bożego Miłosierdzia, poprowadziła go do kapłaństwa i wyjścia z Ewangelią na cały świat. Już jako papież Jan Paweł II, pierwszy dawał tego przykład i zachęcał Kościół, aby na nowo podjął ewangelizację w świecie. Swoją postawą otwartości, serdeczności, wyrozumiałości dotarł z Dobrą Nowiną o Zbawieniu w Jezusie do wielu ludzi na całym świecie i starał się budować mosty pomiędzy podzielonymi chrześcijanami. Jeszcze jako kardynał przypominał, że kapłani powinni szczerze uznawać i wspierać udział świeckich w posłannictwie Kościoła. Polecał kapłanom, aby: «Badając, czy duchy pochodzą od Boga, niech ze zmysłem wiary odkrywają różnorakie charyzmaty świeckich, tak małe, jak i wielkie, niech je z radością uznają, niech je gorliwie pielęgnują».” Zachęcał wszystkich ochrzczonych w Chrystusie, aby z odwagą wychodzili do świata.

Jak wiemy, Papież odbył liczne pielgrzymki i to właśnie on, Jan Paweł II, po raz pierwszy używa sformułowania „Nowa Ewangelizacja” w 1979r. na pielgrzymce w Polsce, w Nowej Hucie. Hasło to, dzisiaj znane w całym Kościele Katolickim, zrodziło się z walki o Krzyż, jaką toczyli katoliccy robotnicy z komunistycznym rządem w Polsce. Papież m.in. powiedział wtedy:
„Nauczył się człowiek swoją godność mierzyć miarą tej ofiary, jaką dla jego zbawienia złożył Bóg ze swojego Syna: tak Bóg umiłował świat, że Syna swojego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny (por. J 3, 16).”
„Otrzymaliśmy znak, że rozpoczęła się Nowa Ewangelizacja. Jak gdyby druga, a przecież ta sama co pierwsza. Krzyż trwa choć zmienia się świat. Dziękujemy dzisiaj przy krzyżu mogilskim a zarazem przy krzyżu nowohuckim za ten nowy początek ewangelizacji, który tutaj się dokonał. I prosimy, wszyscy, ażeby był tak samo owocny, owszem, jeszcze bardziej owocny, jak pierwszy.”

Pierwsza ewangelizacja, do której zostali posłani apostołowie i uczniowie, naoczni świadkowie życia Jezusa, miała swoje źródło we wierze w osobę Jezusa Chrystusa, jako Mesjasza, Pana i Zbawiciela, Boga który z głębokości swojej miłości i miłosierdzia względem człowieka, stał się człowiekiem, który cierpiał i umarł za nasze grzechy oraz zmartwychwstał i jest uwielbiony dla naszego usprawiedliwienia. Następnie zesłał na swoich uczniów Ducha Świętego w osobistym i dogłębnym doświadczeniu Bożej obecności pełnej miłości i mocy, a przeszywającej umysł, serce i duszę, doświadczeniu które przemienia i uzdalnia słabego i przerażonego człowieka do stania się mężnym apostołem, dającym świadectwo wiary w Jezusa nawet za cenę własnego życia. To wszystko jest z kolei nieodłącznie związane z Krzyżem, na którym Jezus, oddając za nas z własnej woli życie – umarł…

Nowa ewangelizacja, tak jak pierwsza, jest nieodłącznie związana z tym samym i napotyka na te same przeszkody.

Nie ma Nowej Ewangelizacji bez nowych ewangelizatorów, tych którzy sami zostali zewangelizowani.

Kochani, czy my jako wspólnota parafialna jesteśmy w stanie wyłonić z pośród siebie kilkunastu lub chociaż kilku ewangelizatorów, którzy pójdą zanieść swoje świadectwo Jezusa, Dobrą Nowinę
o miłosiernym Bogu, tym, którzy są naszymi sąsiadami i braćmi z parafii, a pogubili się w życiu i odeszli od Jezusa albo w ogóle jeszcze o Jezusie nie słyszeli?

Konkretnym owocem nauczania św. Jana Pawła II i konkretną odpowiedzią na wezwanie do każdej i każdego z nas byłoby zakładanie w parafiach wspólnot z charyzmatem ewangelizacyjnym, formacja w tym kierunku i wyjście do ewangelizacji.

Czyż nie tego chciał Papież, który mówił do młodych w Lednicy w 2001r.:
Wypłyń na głębię. Zawierz Chrystusowi. Pokonaj słabość i zniechęcenie i na nowo wypłyń na głębię. Odkryj głębię własnego ducha, wnikaj w głębię świata. Przyjmij Słowo Chrystusa, zaufaj Mu i podejmij swą życiowa misję. Ludzie nowego wieku oczekują twojego świadectwa. Nie lękaj się, wypłyń na głębię, jest przy Tobie Chrystus!”

Jeśli pojawiło się w Tobie właśnie pragnienie wyjścia do ewangelizacji, to daj o tym znać któremuś ze swoich księży, bo jak wcześniej zostało powiedziane: nie ma Nowej Ewangelizacji bez nowych ewangelizatorów, tych którzy sami zostali zewangelizowani.

Dobrze, a teraz zadajmy sobie pytanie: czy ja jestem zewangelizowany i czy mógłbym podjąć taką misję? Albo czy chciałbym zacząć się do niej formować?

Być zewangelizowanym nie oznacza słyszeć o Jezusie czy mieć z Nim jakiś kontakt, to nie tylko słuchać Słowa Bożego lub chodzić na lekcję religii albo do Kościoła – nawet codziennie, tak jak większość z nas tu zebranych. To wcale automatycznie nie oznacza, że człowiek został zdobyty, uwiedziony przez nieskończoną miłość Boża, z całego serca i duszy ją odwzajemnia i wypełnia wszystkie przykazania, jakie ta miłość stawia. Osoba zewangelizowana doświadczyła takiego spotkania ze zmartwychwstałym Jezusem Chrystusem, Jego Słowem i Duchem, że całe jej życie zostało przeniknięte tym Słowem i Duchem do głębi, ciągle na nowo jest przemieniane i odnawiane do tego stopnia, że osoba ta może w prawdzie powiedzieć: moje dawne ja umarło, już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus! Wszystko się zmieniło. Teraz w tym starym ciele mieszka nowy, wewnętrzny człowiek, bo narodziłem się na nowo z Boga i chcę żyć dla Niego i z Nim, być świadkiem dzieł Jego miłosierdzia i wydać Mu przez to dobry owoc, bo przecież taka jest Jego wola! Człowiek zewangelizowany uświadomił sobie, jak bezgranicznie Bóg go umiłował i jak wielkie jest zło popełnionego przez niego grzechu, uświadomił sobie własną grzeszność i nędzę, którą ma sam z siebie, a przez to wie, że potrzebuje miłosiernego Zbawiciela, który ma moc odpuszczać grzechy, przemieniać ku dobremu, ku miłosiernej doskonałości na swoje własne podobieństwo i z uniżeniem oddaje temu Zbawicielowi całe swoje życie. Zbawicielowi, o którym wie na pewno, że jest miłosierny, dobry, że go nie odrzuci, bo go bezwarunkowo kocha, bo oddał za niego życie. Takiemu Zbawicielowi można zaufać i iść za Nim przez życie. Osoba zewangelizowana nie ma najmniejszej wątpliwości, że taki Zbawiciel jest tylko jeden na świecie i nie było innego w całej historii tego świata, a ma na imię Jezus Chrystus!

Tylko taka osoba może wydać dobry i trwały owoc dla rozszerzania Królestwa Bożego. Najpierw w postaci prowadzenia życia zgodnego ze Słowem Bożym, a przez to innego od życia przeciętnego człowieka ze świata, później może wydać owoc w postaci dzielenia się werbalnie z innymi ludźmi swoim świadectwem Jezusa, czyli Dobrą Nowiną o miłosiernym Bogu, który Zbawia przez łaskę, za darmo, oczekując jedynie wiary, zaufania, odwzajemnienia tej bezgranicznej miłości, którą On już umiłował człowieka, kiedy ten był jeszcze pogrążony w grzechu, a przez głoszenie Dobrej Nowiny, czynić nowych uczniów.

Ten, kto nie czuje się bezgranicznie miłowany przez Boga, Ojca i Syna, i Ducha Świętego, jeszcze nie został zewangelizowany i nie powinien ewangelizować. Ten, kto prowadzi życie niespójne z Ewangelią, nie żyje tym, w co niby wierzy i głosi – jeszcze nie został zewangelizowany i nie powinien ewangelizować. Ewangelizator i Ewangelia, czyli osoba samego Jezusa, tworzą nierozłączną całość.

A więc raz jeszcze: czy ja jestem zewangelizowany?

Jeśli nie, to czy chcę, czy gorąco pragnę stać się zewangelizowany?

 

Pan Jezus przed swoim Wniebowstąpieniem, na którego pamiątkę również oczekujemy, nakazał swoim uczniom: „Idźcie więc i czyńcie uczniów ze wszystkich narodów, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata».” (por. Mt 28, 19-20).

Jest wielkie wezwanie do misji i jest pewna obietnica wsparcia ze strony Pana. Jeżeli jest wielkie wezwanie, to może być i wielkie zaniedbanie, jeśli pozostawimy je bez pozytywnej odpowiedzi. Tylko, żeby odpowiedzieć na to wezwanie w prawdzie, trzeba zadać sobie parę pytań. Przede wszystkim: czy ja naprawdę spotkałem Jezusa? Jeśli jeszcze nie, to czy w końcu chciałbym Go naprawdę spotkać? Czy jestem uczniem Jezusa? Czy rzeczywiście żyję Jezusem i Jego Słowem w każdej godzinie, każdego dnia? Czy rzeczywiście kocham Jezusa? Czy jestem gotów rzucić się na wiatr Bożej woli, która może przewrócić mi całe życie, również w wymiarze duchowym, czy wolę pozostać przy tym, co mam? Czy jestem gotów pośród swoich codziennych obowiązków nasłuchiwać Słowa Boga i pójść za Nim, kiedy je usłyszę? Czy jestem gotów do poświęcenia ważnych dla mnie relacji, spraw, tzw. „dobrego imienia”, a może i obecnej pracy, abym fizycznie mógł się poświęcić temu, do czego Bóg mnie aktualnie przeznacza i posyła?

Gotowy nie jestem, ale czy chociaż chciałbym, czy jest we mnie takie pragnienie?

Uwaga: czy chcesz odkryć swoje niepowtarzalne powołanie, swoją tożsamość w Chrystusie, swoje nowe imię, swój charyzmat, swój dar, swój rodzaj posługiwania lub działania, które zleca Ci Pan dla budowania Kościoła, dla dołączania do niego kolejnych uczniów i rozszerzania Królestwa Bożego, czyli Królestwa sprawiedliwości, pokoju i radości w Duchu Świętym? Dla każdego Pan ma przygotowane zadania i misję. Co odpowiesz dzisiaj Panu?

Czy odpowiesz jak Maryja – nastolatka Miriam z Nazaretu, którą Bóg uczynił Matką Syna Bożego, Mesjasza, Zbawiciela świata: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego”? Czy odpowiesz podobnie jak Karol Wojtyła, który dla Boga porzucił swoje marzenia o aktorstwie i został księdzem, a Bóg dał mu nowe imię: Jan Paweł II, czyniąc go papieżem i świętym? Czy chcesz, żeby w Twoim życiu Bóg dokonał zmiany? Czy wolisz jednak jeszcze zostać w obecnym położeniu, zamknąć się w swojej aktualnej duchowości, jakby już osiągnęła granice możliwości, i nic nie zmieniać?…

Jeśli nie chcesz teraz odpowiadać pozytywnie na to wszystko – nie módl się, bo to musi być szczere pragnienie serca. Na dzisiaj dziękujemy Tobie za Twój czas, za Twoją obecność i uwagę aż dotąd. Idź w pokoju do domu, módl się i trwaj w Jezusie, aż przyjdzie Twój czas na prawdziwą zmianę.

Jeśli chcesz odpowiedzieć pozytywnie na wezwanie Jezusa, tak jak na dzień dzisiejszy potrafisz, to po 1 pamiętaj, że prawdziwa odpowiedź wyraża się nie w słowach, a w czynach. Ten czyn zaczniemy od modlitwy i na koniec naszego spotkania chcemy modlić się za wstawiennictwem Maryi, Matki Chrystusa, którą papież tak pokochał, za wstawiennictwem św. Faustyny i oczywiście św. Jana Pawła II.

Teraz klęknij, zamknij oczy, otwórz na oścież drzwi swojego serca Chrystusowi i módl się, powtarzając za mną w duchu:

Boże nasz! Ukochany Ojcze i Zbawicielu, i Pocieszycielu, Wszechwładny Stwórco nieba i ziemi, i morza, i wszystkiego, co w nich istnieje. Zmiłuj się jeszcze raz nad swoim ludem, który tak umiłowałeś, że posłałeś na świat swojego Jednorodzonego Syna, aby każdy kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Życie wieczne w poznaniu Ciebie, życie w przyjaźni, miłości i jedności z Tobą, bo każdy kto wierzy w Jezusa i wyznaje Jemu swoje grzechy, żałując za nie, dostąpi łaski ich odpuszczenia
i przebaczenia mocą Jego Krwi przelanej za niego na Krzyżu i ma otwartą drogę powrotu do Ojca Niebieskiego i życia wiecznego! Boże, prosimy: daj każdemu człowiekowi łaskę, aby poznał dzieła Twojego Miłosierdzia, które są bezinteresowne i dane za darmo z Twojej serdecznej dobroci, i daj każdemu łaskę, aby odpowiedział na nie z wiarą, miłością i zaufaniem i żeby w końcu doświadczył prawdziwej wolności, radości i pokoju w swoim życiu, żeby doświadczył miłosiernej obecności Boga, Boga, który go kocha i szuka, Boga, który przebacza, Boga, który daje życie wieczne i Zbawia: Jezusa Chrystusa!

Boże, Tyś powiedział ustami proroka (Jl 3, 1-2, 5): „I wyleję potem Ducha mego na wszelkie ciało,
a synowie wasi i córki wasze prorokować będą, starcy wasi będą śnili, a młodzieńcy wasi będą mieli widzenia. Nawet na niewolników i niewolnice wyleję Ducha mego w owych dniach. (…) Każdy jednak, który wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony, bo na górze Syjon <i w Jeruzalem> będzie wybawienie, jak przepowiedział Pan, i wśród ocalałych będą ci, których wezwał Pan.”

My wierzymy, że w Jezusie Chrystusie spełniłeś swoje Obietnice i wezwałeś nas Ojcze, aby nas odkupić z naszych grzechów i ocalić od wiecznej śmierci. Wierzymy, że nasze ocalenie jest w Jezusie Chrystusie, który przynosi nam zbawienie za darmo, z łaski, z głębin Bożego Miłosierdzia, bo On właśnie jest Miłością i Miłosierdziem samym! Wierzymy, że w żadnym innym imieniu nie ma zbawienia. Jezu, Ty jesteś moją drogą, prawdą i życiem, i ufam Tobie!

Przepraszam Cię Boże za wszystkie moje grzechy, za całe zło, którego się dopuściłem, a przez które Ty, Jezu, musiałeś cierpieć i umrzeć, aby mnie od niego uwolnić, aby przywrócić mi zerwaną przez ten grzech relację przyjaźni i miłości z Ojcem i obdarzyć życiem wiecznym. Oddaję ci wszystkie moje grzechy i to wszystko co we mnie jest złe, a Ty mnie przemień i napełnij usprawiedliwieniem. Oto dzisiaj ponownie wyznaję Ciebie Jezu, jako mojego Pana i Zbawiciela i chcę Ci oddać resztę mojego życia! Weź je i uzdolnij mnie do pełnienia Twojej woli!

Jezu, zabierz ze mnie strach i słabość i daj teraz odczuć, że jesteś przy mnie!

Ojcze! Spójrz łaskawie na nas tu zebranych i na Twój Kościół na całym świecie, i daj każdemu
z nas na nowo doświadczyć wielkości Twojego Miłosierdzia, obdarz nas pragnieniem i łaską spotkania z żywym Jezusem, pociągaj nas ciągle do Niego, przemień nas wedle Twojej woli, daj nam rozumieć święte pisma – Twoje Słowo i rozpal Nim nasze serca, wylej na nas Ducha Świętego i namaść nas Jego mocą, i poślij nas, poślij abyśmy głosili Słowo Twoje w świecie z odwagą i miłością, kiedy Ty wyciągać będziesz swą rękę, aby przemieniać ludzkie serca, napełniać je wiarą, aby uzdrawiać, wyrzucać złe duchy i dokonywać potrzebnych znaków i cudów przez imię Twego Syna, a naszego Pana, Jezusa Chrystusa.

Wołamy do Ciebie Ojcze przez Twego Syna, Jezusa, z całej głębi naszych serc, wołamy w oczekiwaniu na Święto Zesłania Twojego Ducha razem z Maryją, św. Faustyną i św. Janem Pawłem II, wołamy wszyscy:

Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi! Tej ziemi, ziemi, którą jestem ja sam, moja rodzina, moja parafia, Twój Boże Kościół, to miasto, Polska, Europa i świat cały.

Prosimy, niech zstąpi na nas Duch Twój i uzdolni do wypłynięcia na głębię! Amen.

Prosty Kerygmat

Wszyscy zbłądziliśmy jak owce, każdy chodzi własną drogą, zamiast drogą Boga. Każdy człowiek żyjący na tym świecie przynajmniej 1 raz w życiu dopuścił się jakiegoś złego czynu, niesprawiedliwości, podłości. Ty też i ja też. Zapatrzeni w siebie i w doczesne życie, przestajemy być zdolni do miłowania Boga, bliźniego i dawania w ofierze własnego życia, przestajemy myśleć o życiu po tym życiu, o wieczności, do której każdy z nas zmierza. W konsekwencji takiego stanu, jesteśmy oddzieleni od Świętego Boga przepaścią nie do przebycia naszymi siłami na całą wieczność.
Jezus Chrystus, Syn Boga, z miłości do nas zstąpił z Nieba i stał się człowiekiem, przeżył życie bez najmniejszego grzechu, wszystkim dobrze czyniąc, po czym wziął na siebie nasze grzechy tak, jak bierze się czyjś dług i się go za kogoś spłaca w banku. Wchłonął w siebie nasze grzechy, aktem swojej woli uczynił siebie samego ofiarą przebłagalną, po czym pozwolił się skatować  i przybić do krzyża. Jezus umarł z naszymi grzechami na krzyżu, aby je zgładzić, aby nas od nich wyzwolić, odpuszczając je nam mocą przelanej Krwi. Jego martwe i zniszczone Ciało złożono do grobu.
Nikt Jezusowi życia nie zabrał: On mógł jeszcze w ostatniej chwili uciec od męki i śmierci, bo wiedział, co Go czeka na długo wcześniej. On sam oddał swoje życie za nas i dla nas, i sam je odzyskał (J 10, 11-18).
Minęła chwila i 3 dnia Zmartwychwstał dla nas, aby pokonać śmierć, która jest konsekwencją grzechu, aby dać człowiekowi obietnicę i nadzieję zmartwychwstania i życia wiecznego. W ten sposób stał się dla ludzkości Skałą Zbawienia, Zdrojem Miłosierdzia, z którego płynie rzeka Życia wiecznego dla wszystkich, którzy będą w Niego wierzyć.
Rzeką Życia jest Duch Święty, a Jego źródłem jest dla nas przebite Serce Jezusa. Duch daje życie, ciało na nic się nie przyda. To Duch zesłany uczniom przez Jezusa od Ojca rodzi ich na nowo, powoduje w nich rozkwit Królestwa Bożego już tu na Ziemi.
Poza spłatą długów wobec Bożej sprawiedliwości, Jezus ukazał nam miłość Boga Ojca i swoją własną miłość, miłość Syna Bożego, względem każdego z nas, objawiającą się tym, że oddał swoje Ciało i przelał Krew w ofierze przebłagania, zadośćuczynienia i dla ustanowienia Nowego Przymierza (Testamentu), umarł za nas wtedy, kiedy byliśmy wrogami, grzesznikami i buntownikami wobec Boga i Jego praw (Rz 5, 8), aby nas z Bogiem pojednać przez napełnienie tej Ofiary modlitwą: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.” Bez bezwarunkowej miłości takich rzeczy się nie robi i nikt inny w historii nie zrobił tego, co zrobił dla nas Jezus, co staje się jasne, jeśli tylko zagłębi się w te tajemnice… To nie Mahomet, Kriszna czy Budda oddał za Ciebie życie. Tylko Jezus jest tym jedynym Zbawicielem, który oddał za Twoje życie wieczne swoje własne życie!
„Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego.” (J 3, 16-18)
http://jezusimaryja.pl/kerygmat-na-epidemie/
http://jezusimaryja.pl/pascha-przez-krzyz-do-ojca/

Dzieło Zbawienia i Kerygmat w szczegółach

Po przerobionym rachunku sumienia niech się otworzą nasze oczy na grzechy, które popełniliśmy, grzechy rodzaju ludzkiego względem Boga i siebie nawzajem! Ciężar tych grzechów od początku istnienia ludzkości jest przygniatający, miażdżący, druzgocący…
Słowo Boga mówi: zapłatą za grzech jest śmierć… (por. Rdz 2, 17; Rz 6, 23).

Czy to już koniec? Czy pozostała nam już w konsekwencji naszych grzechów tylko duchowa śmierć? Na zawsze utracona relacja miłości z Bogiem? Czy Słowo Boga nie daje żadnej drogi wyjścia z tej tragicznej sytuacji?

„Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, a łaska przez Boga dana to życie wieczne w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.” (Rz 6, 23)

BÓG JEST MIŁOŚCIĄ I MIŁOSIERDZIEM SAMYM!

Dlatego Bóg w swym miłosierdziu daje drogę powrotu do jedności ze Sobą i wzywa do powrotu do Królestwa Niebieskiego, ale w swojej sprawiedliwości, zechciał, aby to ponowne zjednoczenie z Nim odbyło się na drodze wiary i zaufania, przemiany myślenia (nawrócenia) i krzyża, poprzez następujące etapy:
1) uwierzenie Bogu, że Cię kocha i chce tylko Twojego dobra,
2) zaufanie Słowu Boga i podjęcie poszukiwania Jego woli,
3) uznanie popełnionych grzechów, przyznanie się do własnej grzeszności (posiadania natury skłonnej do grzeszenia) i potrzeba bycia odkupionym przez Boga,
4) żal za grzechy, ustne, szczere wyznanie grzechów i prośba o przebaczenie skierowana do Boga i tych osób, którym człowiek zawinił (jeśli żyją, a jeśli nie to modlitwa za nich),
5) podjęcie pokuty, zaparcie się siebie samego w grzesznych skłonnościach i rezygnacja z czynności, które Bóg określa jako złe, choć dotąd wydawały się człowiekowi dobre i przyjemne,
6) przyjęcie przychodzącego w życiu cierpienia, jako doświadczenie konieczne do duchowego oczyszczenia, przemiany i wzrostu, a więc wewnętrzna akceptacja tego doświadczenia, dążenie do określenia go w sobie jako dobre, oczyszczające, spełniające pokuty, a przeżywane z Bogiem, coraz głębiej z Nim łączące i ostatecznie sprowadzające do życia błogosławieństwo,
7) złożenie ofiary zadośćuczynienia lub udział w ofierze kogoś, kto jest zdolny do złożenia takiej ofiary. Jak wielkiej? Wielkiej jak popełniony grzech: całkowitej, całopalnej. Skoro „zapłatą za grzech jest śmierć, to odwrotnie: „zapłatą za posłuszeństwo jest życie. Co więc trzeba w posłuszeństwie złożyć Bogu w ofierze za grzechy? Jakieś miłe i przyjemne rzeczy, niewiele kosztujące? Czy wręcz przeciwnie?
Prorok Izajasz pisał:
Iz 53, 10 Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży.
To znaczy, że osoba, która w wolnej woli podejmuje ofiarę umożliwiającą powrót do Nieba musi w posłuszeństwie tej woli Boga przyjąć miażdżące cierpienie, aby ostatecznie oddać swoje życie, być poddanym śmierci, wejść w doświadczenie śmierci…

Kto mógłby wziąć na siebie ciężar tych grzechów i taką ofiarę złożyć?
Roślina? Wszystkie rośliny świata są zbyt „lekkie”, bo nie mają ani ludzkiego ciała, ani psychiki, ani duszy. Kompletnie nie nasz wymiar istnienia, nie nasza liga. Za mała waga ofiary.
Zwierzę? Wszystkie zwierzęta świata są zbyt „lekkie”, bo nie mają ani ludzkiego ciała, ani psychiki, ani duszy. Fizycznie jesteśmy podobni w podstawowych życiowych czynnościach, w wielu jednak różnimy się, a duchowo zwierzęta to nie nasz wymiar istnienia, nie nasza liga. Ofiara ze zwierzęcia symbolizować może jedynie oddanie Bogu niższej, zwierzęcej, części duszy, kierującej się popędami i instynktami, ale nigdy nie
Człowiek? Elementy składowe ofiary pasują, ale co najwyżej w zakresie życie za życie, bo zbyt mało waży jedno życie za życie całej ludzkości, przy założeniu oczywiście, że życie to nie jest skalane żadnym grzechem, który również spowodowałby konieczność wyrównania długu za nie. Za mała waga ofiary dla odkupienia każdego człowieka.
Anioł, istota duchowa? Nie nasz wymiar istnienia: brak ciała fizycznego i inne ciało duchowe czyniłby ofiarę anioła nieodpowiednią. Jako jednostkowe stworzenie nie mógłby spłacić długów zaciągniętych w ciele ludzkim przez całą ludzkość, istniejąc z natury w wymiarze ducha, nawet jeśli nie własną mocą, której mógłby mieć za mało, a z woli Boga mógłby przyjąć ciało ludzkie. Znowu za mała waga ofiary dla odkupienia każdego człowieka.

Wynika z tego, że ofiara każdego pojedynczego stworzenia, nawet Archanioła, byłaby zbyt „lekka” przy „ciężarze” win wszystkich ludzi. Poza tym: Bóg nie chciał, aby jakiekolwiek Jego stworzenie na sobie cierpiało skutki grzechów wszystkich ludzi i ofiarowało tak wiele przez Jego nakaz. Najświętsza Ofiara musi być dobrowolna, niewymuszona, złożona w duchu bezinteresownej miłości, nieskalana żadnym grzechem osobistym i złożona przez kogoś, kto jest w swoim bycie złączony w jakiś sposób ze wszystkimi, bo jest tak czysty, że może przenikać wszystko.

To kto może wyrównać dług względem Bożej sprawiedliwości, w oparciu której istnieje całe stworzenie, w tym wszelkie prawa fizyki, biologii, itd.? Kto weźmie na siebie ciężar kolektywnego grzechu ludzkości? Kto?!

SAM BÓG?!

Dobrze, ale jak miałoby się to odbyć? Jak „technicznie” Bóg miałby to zrobić? Czy Bóg, który jest duchem, tzn. istniejąc przed stworzeniem ma naturę duchową, a nie fizyczną (por. J 4, 24), z wysokości Niebios miałby „jakoś” oznajmić ludzkości, że teraz odpuszcza nam grzechy i odtąd jest po wszystkim, a człowiek znowu ma wstęp do Królestwa Nieba bez żadnego aktu woli i czynu z jego strony? Do kogoś z nas takie „oznajmienie” by dotarło i ktoś by uwierzył Bogu w takie załatwienie sprawy? Czy wystarczy przemówić przez Archanioła, czy Bóg sam ma przemówić w naszym świecie? Jeśli sam, to w jaki sposób, żeby wszyscy nie pomarli ze strachu lub bojaźni przed Jego chwałą? Czy nie potrzeba raczej formy bardziej odpowiedniej dla człowieka?
W świecie ludzi komunikacja odbywa się normalnie na linii człowiek-człowiek… Czy więc potrzeba, żeby Bóg stał się człowiekiem, żeby do nas skutecznie dotrzeć, żeby zmniejszyć do minimum ryzyko niewłaściwych interpretacji Jego Słowa? W tym zakresie – tak, trzeba, żeby Bóg stał się człowiekiem.

Czy jednak prawa Bożej sprawiedliwości, rządzące Wszechświatem i Królestwem Niebios byłyby zaspokojone? Co z ofiarą potrzebną dla zadośćuczynienia Bożej sprawiedliwości, w tym prawom przyczyny i skutku? Jeśli np. mają być spłacone kary za grzechy ciała ludzkiego, to ofiara musi być złożona w ciele ludzkim, a jeśli za wszystkich ludzi to w ciele Boga-człowieka. Jeśli mają być spłacone kary za grzechy popełnione w duszy ludzkiej, w duchu, to ofiara musi być złożona w duszy człowieka i jeśli za wszystkie dusze – to w Duchu Boga – Duchu Świętym. Znowu: trzeba, żeby Bóg stał się człowiekiem.

Prorok Izajasz opisał instrukcję dla Zbawiciela, Mesjasza, Tego który ma wykupić ludzkość ze zniewalającej mocy jej grzechów (por. Iz 53, 1-12) poprzez dobrowolną ofiarę z siebie samego:
https://biblia.deon.pl/2010/rozdzial.php?id=525

Prorok Izajasz pisał o Mesjaszu:
„3 Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
Mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa,
wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic.
Lecz On się obarczył naszym cierpieniem,
On dźwigał nasze boleści,
a myśmy Go za skazańca uznali,
chłostanego przez Boga i zdeptanego.
Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,
a w Jego ranach jest nasze zdrowie.
Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich.
Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich.
Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją,
tak On nie otworzył ust swoich.
10 Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży.”

Jezus sam oddał życie za nas wszystkich w posłuszeństwie opisanej w proroctwie Izajasza woli Boga. Mówił:
„A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne.” (por. J 3, 14-15)
„Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je [potem] znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca».”
(por. J 10, 17-18)
To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.
Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję.”

(por. J 15, 12-14)

Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich!
To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie.

On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi.
A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka,
uniżył samego siebie,
stawszy się posłusznym aż do śmierci –
i to śmierci krzyżowej.
Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył
i darował Mu imię ponad wszelkie imię,
aby na imię Jezusa
zgięło się każde kolano
istot niebieskich i ziemskich i podziemnych.
I aby wszelki język wyznał,
że Jezus Chrystus jest PANEM –
ku chwale Boga Ojca.” (por. Flp 2, 4-11)

A co z ukazaniem człowiekowi jak ma żyć zgodnie z wolą Bożą? Wystarczy mówić, czy lepiej ukazać życiem?
Najlepiej jest, kiedy ukazuje się własnym życiem to, co się mówi.
Znowu: potrzeba, żeby Bóg stał się człowiekiem – będzie mógł wtedy wprost pokazać swoim ludzkim życiem, jak człowiek powinien żyć i wypowiedzieć ludzkimi słowami Słowo Boga, .

Tylko Bóg: Ten, który jest – jest w swoim bycie nieograniczony, nieskończony z natury, przez którego Słowo zostało wszystko stworzone, w którym wszystko zostało stworzone, do którego należy świat i wszystko to, co go napełnia może połączyć się z nami wszystkimi i wagą (chwałą), mocą własnej ofiary podnieść nas z otchłani ciemności z powrotem do Królestwa Niebios (por. Kol 1, 15-20).

Poza tym rozważaniem o sprawiedliwości pozostaje podstawowe pytanie: dlaczego Bóg miałby spłacać długi swojego przewrotnego i zbuntowanego stworzenia, któremu nieodwołalnie dał wolną wolę i pouczył o konsekwencjach poznania dobra i zła, a które było Mu nieposłuszne i nie chciało ani uznać swojego błędu, ani nawet przepraszać, tylko schowało się przed Bogiem ze wstydu i strachu, zabijając relację miłości?
Dlaczego Bóg miałby nas, buntowników, wyciągać z krzaków ciemności?
My, ludzie, z natury raczej zostawilibyśmy kogoś, kto nas zawiódł i skrzywdził, był nam nieposłuszny w najprostszej rzeczy, zranił naszą miłość i nie chciał nawet rzucić od niechcenia jednego „przepraszam”…
A co na to Bóg?

BÓG JEST MIŁOŚCIĄ I MIŁOSIERDZIEM SAMYM!

W Bogu sprawiedliwość jest zawsze jednością z miłosierdziem, we wszystkim jest święty (hebr. kadosz), tzn. jest oddzielony od grzechu, jest Światłem oddzielonym od ciemności, nie ma w Nim żadnej ciemności. Dlatego skalany grzechem człowiek, któremu po akcie nieposłuszeństwa (po grzechu) i buntu, zmieniła się świadomość, sposób postrzegania otaczającego go świata z przyjaznego na wrogi, z rodzącego obfitość na rodzący osty, musiał opuścić tę Światłość Raju, którą napełniał swoją obecnością Bóg, bo już dłużej do Niej wewnętrznie nie należał i nawet nie chciał należeć. Wolał iść swoją drogą, odchodząc coraz dalej od Boga: Ojca, Jego Słowa i Ducha. Tak człowiek popadł w ciemność, smutek, niedefiniowalną tęsknotę „za czymś” i niekończącą się spiralę przyczynowo-skutkową swojego postępowania opartego wyłącznie o własną wolę i własne dobro. Tak człowiek zamienił początkowo dobry świat go otaczający w pole walki dobra i zła, dokonując coraz to nowych odkryć na polu zła, grzechu i zepsucia tego, co od początku było dobre.
A Bóg? Smucił się i patrzył na swoje ukochane i najdoskonalsze stworzenie, ale teraz upadłe i umierające w wymiarze fizycznym oraz duchowym. Pomimo bólu i zazdrosnej miłości ojca do syna, który zamiast z ojcem woli być ze wszystkim innym, nie odebrał mu daru wolnej woli do dalszego postępowania w kierunku ciemności, oddzielenia i śmierci.

Bóg ocenił sytuację prosto, mniej więcej tak: „Człowiek nie jest w stanie sam powrócić do Mnie, muszę Sam zstąpić do niego pierwszy. Trzeba sprawić, żeby zawrócił ze swojej drogi do śmierci i poszedł drogą do Życia. Muszę Sam go wyzwolić z tej spirali grzechu, która go zniewala i doprowadza do cierpienia i zepsucia całe stworzenie. Muszę Sam pokazać mu jak ma żyć i jak do Mnie powrócić, żeby wypełnić prawa, które zostały nadane na początku stworzenia. W końcu, muszę człowiekowi pokazać, jak bezgranicznie i bezinteresownie ciągle go kocham i nigdy nie przestanę, nawet jeśli znowu odrzuci moje Słowo i… je zabije. A postąpi tak, jak na początku, bo coraz gorsze są jego czyny. Ja jednak poślę moje Słowo, które stanie się Bogiem-człowiekiem i Zbawicielem człowieka. Do końca umiłowałem człowieka, dlatego oddam w ofierze za niego życie i zmartwychwstanę, bo ani Mnie, ani mojej Miłości nie da się na zawsze zabić. Potem wstąpię z powrotem do Nieba, stając się dla człowieka drogą powrotną i otworzę człowiekowi bramy Raju, stając się dla niego bramą do Życia wiecznego, a później ześlę na niego mojego Ducha, aby dać mu nowe serce i nowe życie we Mnie oraz ostatecznie odkupić, wyzwolić, zbawić i uczynić dziećmi Bożymi chociaż tych, którzy w to Dzieło mojego miłosierdzia uwierzą. Człowiek pomimo tak wielkiej łaski pozostanie słaby i obarczony raną grzeszności, dlatego aby nie ustał w drodze do Nieba, ale trwał we Mnie, będę karmił go moim Ciałem i Krwią, w których jest mój Duch i moje Życie, oraz dar odpuszczania grzechów mocą Ducha Świętego, którego udzielę moim posłanym uczniom, aby każdy, kto szczerze przyjdzie do Mnie, doświadczył mojego bezgranicznego miłosierdzia i zbawienia.

Ale… Dlaczego Bóg tak postanowił wobec zbuntowanego stworzenia?

BÓG JEST MIŁOŚCIĄ I MIŁOSIERDZIEM SAMYM!

Dlatego Bóg w swoim miłosierdziu dla człowieka posłał na świat swoje Słowo, Jednorodzonego Syna, który przyoblekł się w szatę: ciało człowieka i rzeczywiście stał się człowiekiem, mężczyzną o imieniu Jezus (hebr. Jeszua – Bóg Zbawia), ze wszystkimi tego radosnymi i bolesnymi konsekwencjami, mającym matkę Maryję z Nazaretu, specjalnie do tego wybraną i obdarowaną pełnią Łaski młodą dziewczynę, dziewicę, która nie popełniła żadnego grzechu.

Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.
Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.
Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego.”

(por. J 3, 16-18)

Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy [jeszcze] byli bezsilni. A [nawet] za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami. Tym bardziej więc będziemy przez Niego zachowani od karzącego gniewu, gdy teraz przez krew Jego zostaliśmy usprawiedliwieni”
(por. Rz 5, 6-9)

Mamy nadzieję Bracia! Gra naszego życia nie jest skończona, bo mamy Jezusa Chrystusa, Zbawiciela, dzielnego i potężnego Pana w boju o nasze dusze! Nie lękajmy się, ale otwórzmy Mu drzwi na oścież i zaufajmy w tym czasie próby! Jesteśmy szczególnie teraz wezwani do pokuty, ale i do odnowienia naszej przynależności do Jezusa, do powrotu do tej pierwotnej miłości do Boga, dzięki której uwierzyliśmy w Niego.

Czy wierzysz w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego i wyznajesz Go jako Pana i Zbawiciela?

Jeśli tak, to Jezus mówi Ci dzisiaj:
«Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki.
(por. J 11, 25)

Jezu, ufam Tobie!

Dzieło Zbawienia i Kerygmat

Skoro tu już jesteś i czytasz, to zadam Ci teraz jedno pytanie:

Czy zrobiłeś kiedykolwiek coś złego?

Coś złego, czyli coś, co Twoje sumienie wyrzuca ci ewidentnie, jako zło? Źle się z tym czujesz i np. masz świadomość, że skrzywdziłeś kogoś?
Pomyśl o tym przez chwilę, zrób rachunek sumienia, jeśli miałbyś teraz stanąć przed samym Bogiem i zdać sprawę ze swojego życia. Czy byłoby coś, co mogłoby być w Jego oczach złe?

O tak, właśnie to!
Twoje sumienie właśnie wyrzuciło Ci ten grzech – to zło przed oczy,
z podświadomości do świadomości…

Czyli jednak – Ty też popełniłeś zło lub inaczej grzech, który Cię oskarża przed Bogiem i przed Tobą samym i niszczy Twoją relację z Bogiem. Nie Ty jeden, my wszyscy zgrzeszyliśmy… Oto dlaczego Boga nigdy nie słyszymy, nie czujemy Jego obecności, miłości. Oto dlaczego nie potrafisz się modlić, albo czujesz ciągły smutek, przygnębienie, niedefiniowalną tęsknotę za czymś… a może panicznie boisz się ciemności albo śmierci? Odczuwasz lęk przed samotnością? Masz poczucie, że ktoś jest w pokoju, kiedy jesteś sam i boisz się?

Ciężar osobistych grzechów przytłacza, pomimo tego, że staramy się go wypchnąć ze świadomości, gdzieś w odmęty niepamięci.
Ciężar kolektywnych grzechów ludzkości od początku jej istnienia jest przygniatający, miażdżący, druzgocący…

Słowo Boga mówi: zapłatą za grzech jest śmierć… (por. Rdz 2, 17; Rz 6, 23).
Chodzi tu przede wszystkim o śmierć duchową, śmierć ducha, który daje życie ciału, śmierć, jako konsekwencja oddzielenia się od źródła Życia – od Boga. To tak, jakby latorośl odciąć od winnego krzewu albo gałąź od drzewa… sama z siebie uschnie. Tak jest z człowiekiem odciętym od Boga – sam z siebie umiera na wieki.

Czy to już koniec? Czy pozostała nam już w konsekwencji naszych grzechów tylko duchowa śmierć? Na zawsze utracona relacja miłości z Bogiem? Czy Słowo Boga nie daje żadnej drogi wyjścia z tej tragicznej sytuacji?

„Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, a łaska przez Boga dana to życie wieczne w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.” (Rz 6, 23)

BÓG JEST MIŁOŚCIĄ I MIŁOSIERDZIEM SAMYM!

Dlatego Bóg w swym miłosierdziu daje drogę powrotu do jedności ze Sobą i wzywa do powrotu do Królestwa Niebieskiego, ale w swojej sprawiedliwości, zechciał, aby to ponowne zjednoczenie z Nim odbyło się na drodze wiary i zaufania, przemiany myślenia (nawrócenia) i krzyża, poprzez następujące etapy:
1) uwierzenie Bogu, że Cię kocha i chce tylko Twojego dobra,
2) zaufanie Słowu Boga i podjęcie poszukiwania Jego woli,
3) uznanie popełnionych grzechów, przyznanie się do własnej grzeszności (posiadania natury skłonnej do grzeszenia) i potrzeba bycia odkupionym przez Boga,
4) żal za grzechy, ustne, szczere wyznanie grzechów i prośba o przebaczenie skierowana do Boga i tych osób, którym człowiek zawinił (jeśli żyją, a jeśli nie to modlitwa za nich),
5) podjęcie pokuty, zaparcie się siebie samego w grzesznych skłonnościach i rezygnacja z czynności, które Bóg określa jako złe, choć dotąd wydawały się człowiekowi dobre i przyjemne,
6) przyjęcie przychodzącego w życiu cierpienia, jako doświadczenie konieczne do duchowego oczyszczenia, przemiany i wzrostu, a więc wewnętrzna akceptacja tego doświadczenia, dążenie do określenia go w sobie jako dobre, oczyszczające, spełniające pokuty, a przeżywane z Bogiem, coraz głębiej z Nim łączące i ostatecznie sprowadzające do życia błogosławieństwo,
7) złożenie ofiary zadośćuczynienia lub udział w ofierze kogoś, kto jest zdolny do złożenia takiej ofiary. Jak wielkiej? Wielkiej jak popełniony grzech: całkowitej, całopalnej. Skoro „zapłatą za grzech jest śmierć, to odwrotnie: „zapłatą za posłuszeństwo jest życie. Co więc trzeba w posłuszeństwie złożyć Bogu w ofierze za grzechy? Jakieś miłe i przyjemne rzeczy, niewiele kosztujące? Czy wręcz przeciwnie?
Prorok Izajasz pisał:
Iz 53, 10 Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży.
To znaczy, że osoba, która w wolnej woli podejmuje ofiarę umożliwiającą powrót do Nieba musi w posłuszeństwie tej woli Boga przyjąć miażdżące cierpienie, aby ostatecznie oddać swoje życie, być poddanym śmierci, wejść w doświadczenie śmierci…

Prorok Izajasz opisał instrukcję dla Zbawiciela, Mesjasza, Tego który ma wykupić ludzkość ze zniewalającej mocy jej grzechów (por. Iz 53, 1-12) poprzez dobrowolną ofiarę z siebie samego:
https://biblia.deon.pl/2010/rozdzial.php?id=525

Prorok Izajasz pisał o Mesjaszu:
„3 Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
Mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa,
wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic.
Lecz On się obarczył naszym cierpieniem,
On dźwigał nasze boleści,
a myśmy Go za skazańca uznali,
chłostanego przez Boga i zdeptanego.
Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,
a w Jego ranach jest nasze zdrowie.
Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich.
Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich.
Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją,
tak On nie otworzył ust swoich.
10 Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży.”

Jezus sam oddał życie za nas wszystkich w posłuszeństwie opisanej w proroctwie Izajasza woli Boga. Mówił:
„A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne.” (por. J 3, 14-15)
„Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je [potem] znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca».”
(por. J 10, 17-18)
To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.
Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję.”

(por. J 15, 12-14)

Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich!
To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie.

On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi.
A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka,
uniżył samego siebie,
stawszy się posłusznym aż do śmierci –
i to śmierci krzyżowej.
Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył
i darował Mu imię ponad wszelkie imię,
aby na imię Jezusa
zgięło się każde kolano
istot niebieskich i ziemskich i podziemnych.
I aby wszelki język wyznał,
że Jezus Chrystus jest PANEM –
ku chwale Boga Ojca.” (por. Flp 2, 4-11)

Dlaczego jednak sam Bóg miałby spłacać długi swojego przewrotnego i zbuntowanego stworzenia, któremu nieodwołalnie dał wolną wolę i pouczył o konsekwencjach poznania dobra i zła, a które było Mu nieposłuszne i nie chciało ani uznać swojego błędu, ani nawet przepraszać, tylko schowało się przed Bogiem ze wstydu i strachu, zabijając relację miłości?
Dlaczego Bóg miałby nas, buntowników, wyciągać z krzaków ciemności?
My, ludzie, z natury raczej zostawilibyśmy kogoś, kto nas zawiódł i skrzywdził, był nam nieposłuszny w najprostszej rzeczy, zranił naszą miłość i nie chciał nawet rzucić od niechcenia jednego „przepraszam”…
A co na to Bóg?

BÓG JEST MIŁOŚCIĄ I MIŁOSIERDZIEM SAMYM!

Bóg ocenił sytuację prosto, mniej więcej tak: „Człowiek nie jest w stanie sam powrócić do Mnie, muszę Sam zstąpić do niego pierwszy. Trzeba sprawić, żeby zawrócił ze swojej drogi do śmierci i poszedł drogą do Życia. Muszę Sam go wyzwolić z tej spirali grzechu, która go zniewala i doprowadza do cierpienia i zepsucia całe stworzenie. Muszę Sam pokazać mu jak ma żyć i jak do Mnie powrócić, żeby wypełnić prawa, które zostały nadane na początku stworzenia. W końcu, muszę człowiekowi pokazać, jak bezgranicznie i bezinteresownie ciągle go kocham i nigdy nie przestanę, nawet jeśli znowu odrzuci moje Słowo i… je zabije. A postąpi tak, jak na początku, bo coraz gorsze są jego czyny. Ja jednak poślę moje Słowo, które stanie się Bogiem-człowiekiem i Zbawicielem człowieka. Do końca umiłowałem człowieka, dlatego oddam w ofierze za niego życie i zmartwychwstanę, bo ani Mnie, ani mojej Miłości nie da się na zawsze zabić. Potem wstąpię z powrotem do Nieba, stając się dla człowieka drogą powrotną i otworzę człowiekowi bramy Raju, stając się dla niego bramą do Życia wiecznego, a później ześlę na niego mojego Ducha, aby dać mu nowe serce i nowe życie we Mnie oraz ostatecznie odkupić, wyzwolić, zbawić i uczynić dziećmi Bożymi chociaż tych, którzy w to Dzieło mojego miłosierdzia uwierzą. Człowiek pomimo tak wielkiej łaski pozostanie słaby i obarczony raną grzeszności, dlatego aby nie ustał w drodze do Nieba, ale trwał we Mnie, będę karmił go moim Ciałem i Krwią, w których jest mój Duch i moje Życie, oraz dar odpuszczania grzechów mocą Ducha Świętego, którego udzielę moim posłanym uczniom, aby każdy, kto szczerze przyjdzie do Mnie, doświadczył mojego bezgranicznego miłosierdzia i zbawienia.

Ale… Dlaczego Bóg tak postanowił wobec zbuntowanego stworzenia?

BÓG JEST MIŁOŚCIĄ I MIŁOSIERDZIEM SAMYM!

Dlatego Bóg w swoim miłosierdziu dla człowieka posłał na świat swoje Słowo, Jednorodzonego Syna, który przyoblekł się w szatę: ciało człowieka i rzeczywiście stał się człowiekiem, mężczyzną o imieniu Jezus (hebr. Jeszua – Bóg Zbawia), ze wszystkimi tego radosnymi i bolesnymi konsekwencjami, mającym matkę Maryję z Nazaretu, specjalnie do tego wybraną i obdarowaną pełnią Łaski młodą dziewczynę, dziewicę, która nie popełniła żadnego grzechu.

Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.
Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.
Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego.”

(por. J 3, 16-18)

Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy [jeszcze] byli bezsilni. A [nawet] za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami. Tym bardziej więc będziemy przez Niego zachowani od karzącego gniewu, gdy teraz przez krew Jego zostaliśmy usprawiedliwieni”
(por. Rz 5, 6-9)

Mamy nadzieję Bracia! Gra naszego życia nie jest skończona, bo mamy Jezusa Chrystusa, Zbawiciela, dzielnego i potężnego Pana w boju o nasze dusze! Nie lękajmy się, ale otwórzmy Mu drzwi na oścież i zaufajmy w tym czasie próby! Jesteśmy szczególnie teraz wezwani do pokuty, ale i do odnowienia naszej przynależności do Jezusa, do powrotu do tej pierwotnej miłości do Boga, dzięki której uwierzyliśmy w Niego.

Czy wierzysz w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego i wyznajesz Go jako Pana i Zbawiciela?

Jeśli tak, to Jezus mówi Ci dzisiaj:
«Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki.
(por. J 11, 25)

Jezu, ufam Tobie!

 

Uwaga: szczegółowo całą tą sprawę z Dziełem Zbawienia opisałem tutaj:

Dzieło Zbawienia i Kerygmat w szczegółach